wtorek, 25 listopada 2014

Wywiad Riccardo Simonetti ze Strifym

Riccardo Simonetti - niemiecki model i bloger o włoskich korzeniach, a także bliski przyjaciel Strify'ego, przeprowadził wywiad z wokalistą [zobacz tutaj]. O najnowszej płycie i nie tylko przeczytacie poniżej.
_________________________________________

Wywiad z Jack'iem Strifym – muzykiem, artystą i byłą nastoletnią gwiazdą

Kiedy tego lata przeprowadziłem się do Berlina, poznałem faceta, którego dziś mogę nazwać jednym z moich najlepszych przyjaciół – Jack'a Strify'ego. Nie tylko wielkoduszną, inspirującą osobowość, ale także kreatywnego artystę o dużych możliwościach. Jako że premiera jego pierwszego solowego albumu jest blisko (30 listopada na pledgemusic.com), rozmawiamy o jego przeszłości w zespole oraz czego możemy oczekiwać od niego w przyszłości. 



RS: Pięć lat po ukazaniu się ostatniej płyty Cinema Bizarre nareszcie powracasz z niesamowitym, solowym projektem – Illusion. Jest to coś, czym będzie podekscytowanych nie tylko 30 000 twoich facebookowych fanów, jakie uczucia ci w związku z tym towarzyszą i dlaczego sądziłeś, że czas na ten projekt jest akurat teraz?
JS: Nie chciałem się spieszyć, wolałem dać temu trochę czasu, który myślę, że był potrzebny, i czasu, którego ja sam potrzebowałem. Nie jest to jednak moje pierwsze wydawnictwo, latem zeszłego roku opublikowałem EP na iTunes i zrobiłem kilka teledysków do piosenek. Jednakże mój album jest autentyczny, bardziej dojrzały, a utwory, jak uważam, bardziej głębokie. Jestem naprawdę podekscytowany tym, że wreszcie go skończyłem i nie mogę się doczekać, by ruszyć w trasę z nowym materiałem.



RS: Czy zdystansowanie się od dawnych dni w boys-bandzie było dla ciebie trudne?
JS: Myślę, że wraz z tym albumem zaczyna się dla mnie nowy początek i muszę przedstawić się od nowa. Ludzie bardzo szybko zapominają artystów. To dla mnie zarówno zła, jak i dobra rzecz. Ale ja zawsze byłem tu dla moich fanów. To niesamowite, jeśli chodzi o nasz wiek i portale społecznościowe. Jestem szczęśliwy, że ich mam, a więc płyta jest także podziękowaniem dla nich. Za jej pomocą chcę stworzyć most: odzwierciedla moją przeszłość i zwiastuje moje przyszłe pomysły. Wszystko to wtapia się w teraźniejszość i stworzenie tego krążka.
RS: Pojawiałeś się na okładkach różnych magazynów, koncertowałeś z Lady Gagą i w młodym wieku żyłeś wspaniałym życiem – potem nastąpił koniec kariery CB i długa przerwa. Co robiłeś przez ostatnie lata i jak to było po tym, kiedy przestałeś śpiewać w zespole... oraz pytanie, które interesuje mnie najbardziej: doświadczyłeś potem czegoś takiego jak okres Lindsay Lohan?
JS (śmieje się): Na początek wyjaśnij mi, co to jest.
RS: Faza, w której odchodzisz od swojego młodzieńczego wizerunku i być może zatracasz się w nocnym życiu oraz jego pokusach.
JS: Prawdę mówiąc, przez krótką chwilę nie chciałem żadnej z nich. Wewnątrz zespołu wydarzyło się tyle, że miałem dość napompowanych ego. Wróciłem do szkoły i poprawiłem swoje oceny na piątki, zdaje się więc, że to przeciwieństwo Fazy Lindsay. Niedługo później zacząłem pracować nad muzyką, co w końcu zaowocowało EP-ką i utworami, które grałem wcześniej w tym roku, podczas moich pierwszych występów na żywo. 


RS: Wracając do albumu, czego możemy oczekiwać od ciebie jako muzyka i o czym on jest?
JS: Lubię nazywać brzmienie tej płyty Synthwave. To New Wave i synthpop. Jest znacznie inspirowana muzyką lat 80., wykracza jednak poza współczesny pop. Myślę, że jest całkiem zróżnicowana, lecz całościowo może być uważana za elektronikę z pazurem. Chciałem zawrzeć na niej elementy industrialu. Możesz usłyszeć to w pierwszym kawałku, który opublikowaliśmy na SoundCloud, by promować album. Nazywa się Metropolis i słychać tu mocne wpływy lat 80. To aż krzyczy Depeche Mode. Inne są bardziej pełne beatów, jak hipnotyczny Burn/Fear, lub słodko-gorzkie, jak Lovers When It's Cold.
RS: Atmosfera lat 80. i New Wave to niezupełnie ten rodzaj muzyki, który słyszysz w dzisiejszych klubach. Dlaczego wybrałeś właśnie takie brzmienie i czemu, na początek, nie byłeś zainteresowany czymś bardziej komercyjnym?
JS: Większość wytwórni wymagało, bym zaczął śpiewać po niemiecku czy nagrywał taneczne numery. Przysyłano mi wiele naprawdę tanecznych piosenek, ale ten album chciałem zrobić po swojemu. W domu słucham tak wiele muzyki z lat 80... Dla mnie nie była to „rozsądna do podjęcia decyzja”, raczej naturalne, intuicyjne uczucie. Takie brzmienie wydawało mi się dobre. Produkując tę płytę bez wsparcia wytwórni, a z pomocą fanów (crowdfunding), czułem, że nie muszę podążać za jakimikolwiek trendami czy tym, co jest grane w radiu. Nie dbałem o to.
RS: Iluzje i marzenia są tym, o czym śpiewasz w swoich piosenkach – czy mogę spytać, w jakiego rodzaju iluzji żyjesz i jakie są twoje marzenia na przyszłość?
JS: Myślę, że świat, w którym żyjemy, jest w dużym stopniu sztuczny. Istnieje wiele iluzji, w których można się zakochać, ale moim zdaniem potrzebujemy ich, bo tak wiele rzeczy w życiu czynią bardziej znośnymi, jednak mogą również być ciężarem. Chcę, by ludzie zakochali się w jeszcze jednej iluzji: w tym albumie. Tak długo, jak żyjemy na tej planecie, powinniśmy przetańczyć wszystkie zmartwienia i problemy. 


 
RS: Choć miałeś dość długą przerwę, są tysiące fanów, którzy w dalszym ciągu wspierają cię i wierzą w to, co robisz. Jak uważasz, dlaczego wciąż przy tobie trwają?
JS: Czuję się naprawdę szczęśliwy! Myślę, że czują, iż ja naprawdę wierzę w to, co robię. Jedynie razem mogliśmy powołać ten album do życia. Poprzez moją kampanię staliśmy się czymś więcej, niż społecznością. Bez nich nie stworzyłbym tej płyty i nie mogę im za to wystarczająco podziękować! Nie mogę się doczekać, aż po raz pierwszy ją usłyszą!
RS: Obok trasy w Rosji, uczynili oni rzeczywistym twój sen o własnym albumie, finansując i kupując go. Dlaczego podjąłeś ryzyko, produkując go samodzielnie, a nie podpisując umowę z dużą wytwórnią z budżetem i ekspertami?
JS: Gdy tworzysz album przy pomocy wytwórni, oni chcą mieć coś do powiedzenia we wszystkim, co robisz. W pewnych kwestiach mogą mieć rację, ale w innych czasem nawet nie mają pojęcia. Nie mówię, że nigdy nie będę ponownie przypisany do jakiejś wytwórni – obecnie z kilkoma dyskutuję – lecz chciałem mieć tę możliwość i zrobić płytę niezależnie. To także odpowiedź do wszystkich krytyków, którzy sądzą, że muzyka popowa jest mniej wiarygodnym produktem głodnych pieniędzy szefów wytwórni – nie, nie jest. To jest muzyka, którą chcę tworzyć, nie po to, by się wzbogacić i być super popularnym, ale dlatego, że to fajne. Jestem niekonwencjonalną gwiazdą pop, gdzieś pomiędzy mainstreamem a popem niezależnym, która zawdzięcza wszystko samej sobie. Tym wydawnictwem mogę uciszyć głosy takie jak te i udowodnić swoją rację.
RS: Poza wsparciem od zwolenników, doświadczasz także (szczególnie w ostatnich miesiącach) krytyki i nienawiści. Jaki wpływ na ciebie ma cyberprzemoc i czy jest coś, co chciałbyś powiedzieć takim ludziom?
JS: Atmosfera i zachowanie ludzi w internecie są bardziej agresywne i nienawistne w porównaniu do okresu, w którym w 2007 zaczynałem wydawać płyty. Jestem osobą, która od dziecka ma styczność z nowoczesnymi technologiami, a internet zawsze odgrywał w moim życiu dużą rolę, ale na MySpace nie istniał ten cały wielki „kult nienawiści”. Jest to coś, do czego muszę przywyknąć, ale jeśli chcesz zjednać sobie ludzi, zawsze znajdzie się kilka czarnych owiec, które miotają w ciebie swoją nienawiścią i frustracją. Myślę, że krytykowanie mojej pracy i muzyki to jedna rzecz, ale „hejtowanie” moich przyjaciół i życia osobistego bywa nieco trudne do zniesienia. Zwykle staram się nie reagować, bo w większości przypadków dolewa to tylko oliwy do ognia, a rozumiem, że w internecie zbyt łatwo nadinterpretować pewne rzeczy. Ostatecznie, przypominam sobie, że
i tak nie chcę być uwielbiany przez wszystkich, i że polaryzacja oznacza, że muszę coś robić dobrze.
RS: Androgeniczny wygląd, krytyka społeczeństwa i oryginalny make-up, jako ktoś, kto również żyje w ten sposób, wyobrażam sobie, jak trudne może być takie życie na ulicy, ale jak to jest, gdy jest się muzykiem w Niemczech?
JS: Myślę, że w Niemczech jest taka tendencja, że ludzie wolą faceta/dziewczynę z sąsiedztwa. Nawet w przemyśle muzycznym. Bardzo często czuję się jak obcy. Nie uważam, że robię coś wyjątkowego, jednak taki stan rzeczy daje mi możliwość bycia znacznie bardziej radykalnym w przyszłości. Mamy 2014 rok, ale czasem ludzie wciąż zdają się być niesamowicie konserwatywni i łatwo ich zaszokować. Wydaje się to dla nich zbyt dezorientujące, że istnieje coś więcej, niż etykiety, do których są przyzwyczajeni. Według wielu z nich egzystują jedynie geje i hetero, nawet biseksualność wydaje się być dla nich niewidzialna. Trzymają się koncepcji mężczyzn i kobiet pochodzących z różnych planet, lecz płeć jest czymś niezwykle różnorodnym. Wszystkie te etykietki są wyłącznie iluzjami, których oni się chwytają, by móc uporać się ze swoim zarysem życia. Bycie muzykiem może dać ci więcej swobody pod względem wyglądu, ale wiem, że jest wielu młodych ludzi, którzy zmagają się z czymś podobnym, i mam nadzieję, że pewnego dnia będę mógł robić więcej i sprawić, aby więcej myśleli nad swoimi ograniczeniami i uprzedzeniami. 


 
RS: Zbliża się premiera twojego albumu – czego życzysz sobie w 2015 lub ogólnie w przyszłości?
JS: Droga, którą idziemy wraz z tą płytą jest dla mnie nowa i dość postępowa. Mój album zostanie wydany pod koniec listopada, poprzez PledgeMusic, i począwszy od tego dnia [30 listopada] nie będzie dostępny nigdzie indziej. Planujemy wydać go ponownie w 2015 i promować go koncertami w licznych krajach Europy. Chcę tylko śpiewać i dużo występować.



   
Więcej Jack'a Strify'ego i jego muzyki na www.Jackstrify.net i na YouTube!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz