Riccardo Simonetti - niemiecki model i bloger o włoskich korzeniach, a także bliski przyjaciel Strify'ego, przeprowadził wywiad z wokalistą
[zobacz tutaj]. O najnowszej płycie i nie tylko przeczytacie poniżej.
_________________________________________
Wywiad z Jack'iem Strifym –
muzykiem, artystą i byłą nastoletnią gwiazdą
Kiedy tego lata przeprowadziłem się do Berlina, poznałem faceta,
którego dziś mogę nazwać jednym z moich najlepszych przyjaciół
– Jack'a Strify'ego. Nie tylko wielkoduszną, inspirującą
osobowość, ale także kreatywnego artystę o dużych możliwościach.
Jako że premiera jego pierwszego solowego albumu jest blisko (30
listopada na pledgemusic.com), rozmawiamy o jego przeszłości w
zespole oraz czego możemy oczekiwać od niego w przyszłości.
RS: Pięć lat po ukazaniu się
ostatniej płyty Cinema Bizarre nareszcie powracasz z niesamowitym,
solowym projektem – Illusion.
Jest to coś, czym będzie podekscytowanych nie
tylko 30 000 twoich facebookowych fanów, jakie uczucia ci w związku
z tym towarzyszą i dlaczego sądziłeś, że czas na ten projekt
jest akurat teraz?
JS: Nie chciałem się spieszyć, wolałem dać temu trochę czasu,
który myślę, że był potrzebny, i czasu, którego ja sam
potrzebowałem. Nie jest to jednak moje pierwsze wydawnictwo, latem
zeszłego roku opublikowałem EP na iTunes i zrobiłem kilka
teledysków do piosenek. Jednakże mój album jest autentyczny,
bardziej dojrzały, a utwory, jak uważam, bardziej głębokie.
Jestem naprawdę podekscytowany tym, że wreszcie go skończyłem i
nie mogę się doczekać, by ruszyć w trasę z nowym materiałem.
RS: Czy zdystansowanie się od
dawnych dni w boys-bandzie było dla ciebie trudne?
JS: Myślę, że wraz z tym albumem zaczyna się dla mnie nowy
początek i muszę przedstawić się od nowa. Ludzie bardzo szybko
zapominają artystów. To dla mnie zarówno zła, jak i dobra rzecz.
Ale ja zawsze byłem tu dla moich fanów. To niesamowite, jeśli
chodzi o nasz wiek i portale społecznościowe. Jestem szczęśliwy,
że ich mam, a więc płyta jest także podziękowaniem dla nich. Za
jej pomocą chcę stworzyć most: odzwierciedla moją przeszłość i
zwiastuje moje przyszłe pomysły. Wszystko to wtapia się w
teraźniejszość i stworzenie tego krążka.
RS: Pojawiałeś się na okładkach różnych magazynów,
koncertowałeś z Lady Gagą i w młodym wieku żyłeś wspaniałym
życiem – potem nastąpił koniec kariery CB i długa przerwa. Co
robiłeś przez ostatnie lata i jak to było po tym, kiedy przestałeś
śpiewać w zespole... oraz pytanie, które interesuje mnie
najbardziej: doświadczyłeś potem czegoś takiego jak okres Lindsay
Lohan?
JS (śmieje się): Na początek wyjaśnij mi, co to jest.
RS: Faza, w której odchodzisz od
swojego młodzieńczego wizerunku i być może zatracasz się w
nocnym życiu oraz jego pokusach.
JS: Prawdę mówiąc, przez krótką chwilę nie chciałem żadnej z
nich. Wewnątrz zespołu wydarzyło się tyle, że miałem dość
napompowanych ego. Wróciłem do szkoły i poprawiłem swoje oceny na
piątki, zdaje się więc, że to przeciwieństwo Fazy Lindsay.
Niedługo później zacząłem pracować nad muzyką, co w końcu
zaowocowało EP-ką i utworami, które grałem wcześniej w tym roku,
podczas moich pierwszych występów na żywo.
RS: Wracając do albumu, czego
możemy oczekiwać od ciebie jako muzyka i o czym on jest?
JS: Lubię nazywać brzmienie tej płyty Synthwave. To New
Wave i synthpop. Jest znacznie inspirowana muzyką lat 80., wykracza
jednak poza współczesny pop. Myślę, że jest całkiem
zróżnicowana, lecz całościowo może być uważana za elektronikę
z pazurem. Chciałem zawrzeć na niej elementy industrialu. Możesz
usłyszeć to w pierwszym kawałku, który opublikowaliśmy na
SoundCloud, by promować album. Nazywa się Metropolis i
słychać tu mocne wpływy lat 80. To aż krzyczy Depeche Mode. Inne
są bardziej pełne beatów, jak hipnotyczny Burn/Fear, lub
słodko-gorzkie, jak Lovers When It's Cold.
RS: Atmosfera
lat 80. i New Wave to niezupełnie ten rodzaj muzyki, który słyszysz
w dzisiejszych klubach. Dlaczego wybrałeś właśnie takie brzmienie
i czemu, na początek, nie byłeś zainteresowany czymś bardziej
komercyjnym?
JS: Większość wytwórni wymagało, bym zaczął śpiewać po
niemiecku czy nagrywał taneczne numery. Przysyłano mi wiele
naprawdę tanecznych piosenek, ale ten album chciałem zrobić po
swojemu. W domu słucham tak wiele muzyki z lat 80... Dla mnie nie
była to „rozsądna do podjęcia decyzja”, raczej naturalne,
intuicyjne uczucie. Takie brzmienie wydawało mi się dobre.
Produkując tę płytę bez wsparcia wytwórni, a z pomocą fanów (crowdfunding),
czułem, że nie muszę podążać za jakimikolwiek trendami czy tym,
co jest grane w radiu. Nie dbałem o to.
RS: Iluzje i marzenia są tym, o
czym śpiewasz w swoich piosenkach – czy mogę spytać, w jakiego
rodzaju iluzji żyjesz i jakie są twoje marzenia na przyszłość?
JS: Myślę, że świat, w którym żyjemy, jest w dużym stopniu
sztuczny. Istnieje wiele iluzji, w których można się zakochać,
ale moim zdaniem potrzebujemy ich, bo tak wiele rzeczy w życiu
czynią bardziej znośnymi, jednak mogą również być ciężarem.
Chcę, by ludzie zakochali się w jeszcze jednej iluzji: w tym
albumie. Tak długo, jak żyjemy na tej planecie, powinniśmy
przetańczyć wszystkie zmartwienia i problemy.
RS: Choć miałeś dość długą
przerwę, są tysiące fanów, którzy w dalszym ciągu wspierają
cię i wierzą w to, co robisz. Jak uważasz, dlaczego wciąż przy
tobie trwają?
JS: Czuję się naprawdę szczęśliwy! Myślę, że czują, iż ja
naprawdę wierzę w to, co robię. Jedynie razem mogliśmy powołać
ten album do życia. Poprzez moją kampanię staliśmy się czymś
więcej, niż społecznością. Bez nich nie stworzyłbym tej płyty
i nie mogę im za to wystarczająco podziękować! Nie mogę się
doczekać, aż po raz pierwszy ją usłyszą!
RS: Obok trasy w Rosji, uczynili
oni rzeczywistym twój sen o własnym albumie, finansując i kupując
go. Dlaczego podjąłeś ryzyko, produkując go samodzielnie, a nie
podpisując umowę z dużą wytwórnią z budżetem i ekspertami?
JS: Gdy tworzysz album przy pomocy wytwórni, oni chcą mieć coś do
powiedzenia we wszystkim, co robisz. W pewnych kwestiach mogą mieć
rację, ale w innych czasem nawet nie mają pojęcia. Nie mówię, że
nigdy nie będę ponownie przypisany do jakiejś wytwórni –
obecnie z kilkoma dyskutuję – lecz chciałem mieć tę możliwość
i zrobić płytę niezależnie. To także odpowiedź do wszystkich
krytyków, którzy sądzą, że muzyka popowa jest mniej wiarygodnym
produktem głodnych pieniędzy szefów wytwórni – nie, nie jest.
To jest muzyka, którą chcę tworzyć, nie po to, by się wzbogacić
i być super popularnym, ale dlatego, że to fajne. Jestem
niekonwencjonalną gwiazdą pop, gdzieś pomiędzy mainstreamem a
popem niezależnym, która zawdzięcza wszystko samej sobie. Tym
wydawnictwem mogę uciszyć głosy takie jak te i udowodnić swoją
rację.
RS: Poza wsparciem od
zwolenników, doświadczasz także (szczególnie w ostatnich
miesiącach) krytyki i nienawiści. Jaki wpływ na ciebie ma
cyberprzemoc i czy jest coś, co chciałbyś powiedzieć takim
ludziom?
JS: Atmosfera i zachowanie ludzi w internecie są bardziej agresywne
i nienawistne w porównaniu do okresu, w którym w 2007 zaczynałem
wydawać płyty. Jestem osobą, która od dziecka ma styczność z
nowoczesnymi technologiami, a internet zawsze odgrywał w moim życiu
dużą rolę, ale na MySpace nie istniał ten cały wielki „kult
nienawiści”. Jest to coś, do czego muszę przywyknąć, ale jeśli
chcesz zjednać sobie ludzi, zawsze znajdzie się kilka czarnych
owiec, które miotają w ciebie swoją nienawiścią i frustracją.
Myślę, że krytykowanie mojej pracy i muzyki to jedna rzecz, ale
„hejtowanie” moich przyjaciół i życia osobistego bywa nieco
trudne do zniesienia. Zwykle staram się nie reagować, bo w
większości przypadków dolewa to tylko oliwy do ognia, a rozumiem,
że w internecie zbyt łatwo nadinterpretować pewne rzeczy.
Ostatecznie, przypominam sobie, że
i tak nie chcę być uwielbiany przez wszystkich, i że polaryzacja
oznacza, że muszę coś robić dobrze.
RS: Androgeniczny wygląd,
krytyka społeczeństwa i oryginalny make-up, jako ktoś, kto również
żyje w ten sposób, wyobrażam sobie, jak trudne może być takie
życie na ulicy, ale jak to jest, gdy jest się muzykiem w Niemczech?
JS: Myślę, że w Niemczech jest taka tendencja, że ludzie wolą
faceta/dziewczynę z sąsiedztwa. Nawet w przemyśle muzycznym.
Bardzo często czuję się jak obcy. Nie uważam, że robię coś
wyjątkowego, jednak taki stan rzeczy daje mi możliwość bycia
znacznie bardziej radykalnym w przyszłości. Mamy 2014 rok, ale
czasem ludzie wciąż zdają się być niesamowicie konserwatywni i
łatwo ich zaszokować. Wydaje się to dla nich zbyt dezorientujące,
że istnieje coś więcej, niż etykiety, do których są
przyzwyczajeni. Według wielu z nich egzystują jedynie geje i
hetero, nawet biseksualność wydaje się być dla nich niewidzialna.
Trzymają się koncepcji mężczyzn i kobiet pochodzących z różnych
planet, lecz płeć jest czymś niezwykle różnorodnym. Wszystkie te
etykietki są wyłącznie iluzjami, których oni się chwytają, by
móc uporać się ze swoim zarysem życia. Bycie muzykiem może dać
ci więcej swobody pod względem wyglądu, ale wiem, że jest wielu
młodych ludzi, którzy zmagają się z czymś podobnym, i mam
nadzieję, że pewnego dnia będę mógł robić więcej i sprawić,
aby więcej myśleli nad swoimi ograniczeniami i uprzedzeniami.
RS: Zbliża się premiera twojego
albumu – czego życzysz sobie w 2015 lub ogólnie w przyszłości?
JS: Droga, którą idziemy wraz z tą płytą jest dla mnie nowa i
dość postępowa. Mój album zostanie wydany pod koniec listopada,
poprzez PledgeMusic, i począwszy od tego dnia [30 listopada] nie
będzie dostępny nigdzie indziej. Planujemy wydać go ponownie w
2015 i promować go koncertami w licznych krajach Europy. Chcę tylko
śpiewać i dużo występować.